Categories
recenzje

“Mam na imię Lucy” Elizabeth Strout

Ta cienka niespełna dwustustronicowa książka dotyka spraw najważniejszych.

Lucy Barton, pisarka, żona i matka 2 małych córeczek, utyka na 9 tygodni w szpitalu. Jej mąż ściąga do niej na parę dni jej matkę, z którą Lucy nie widziała się od lat, i z którą nie potrafi rozmawiać. Rozmawiają więc tak jak potrafią, o bliższej i dalszej rodzinie, znajomych z przeszłości i ich losach. W ten sposób stopniowo dotykają bolesnych wspomnień z dzieciństwa Lucy: emocjonalnego chłodu, biedy, zaniedbania, wykluczenia społecznego, z którego skutkami Lucy, choć pozornie kobieta sukcesu mieszkająca w Nowym Jorku, zmaga się do dziś. Te parę dni z matką w szpitalu powoli budują kruchą nić porozumienia i poczucie bliskości, tak bardzo Lucy potrzebne. Taka bliskość już się nigdy nie powtórzy, pozostaje więc najintymniejszym momentem w całej ich relacji i pozwala Lucy w jakiś sposób zaakceptować matkę, która choć ją kocha, nie jest jej w stanie tego powiedzieć. 

Ta mini powieść to lektura obowiązkowa dla wszystkich osób borykających się z traumami z dzieciństwa. Mocna w swej prostocie i skłaniająca do przemyśleń. 

ACH-F

Privacy Overview

This website uses cookies so that we can provide you with the best user experience possible. Cookie information is stored in your browser and performs functions such as recognising you when you return to our website and helping our team to understand which sections of the website you find most interesting and useful.