Categories
recenzje

„Pulverkopf” Edwarda Passewicza

To bardzo dziwna książka i naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś tak…no właśnie, chyba „dziwnego” to najlepsze określenie, czytałem. Nie umiem dokładnie sprecyzować dlaczego tak jest, ale od pewnego momentu lektury nie mogłem przestać myśleć o książce Jerzego Krzysztonia „Obłęd”. I wcale nie dlatego nawet, że i tu i tam mamy do czynienia z pacjentem psychiatrycznym. Chociaż może właśnie dlatego. Może sposób prowadzenia narracji właśnie z tym jest związany. Nie wiem jak powstała historia opisana przez Edwarda Pasewicza. Bo nie wiem, czy jest to od początku do końca wymyślona opowieść. Czy może literacki reportaż. A może rodzaj spisanych własnych przeżyć autora? Nie wiem, w którym miejscu kończą się fakty, a w którym zaczyna fikcja; co jest prawdą, a co tylko domysłem. Kompozytor Norbert von Hannenheim – jeden z bohaterów książki – jest postacią autentyczną, ale czy autentyczne są, decydujące tu niemal o wszystkim, zapiski babki narratora, Weroniki Werhunt z Międzyrzecza? Jeśli cała ta opowieść powstała wyłącznie w głowie autora, to nie wiem, pod czego wpływem ją pisał, jakich środków zażywał, co było jego inspiracją. Ale nie mam wątpliwości, że powstał majstersztyk. Ale ten majstersztyk nie jest łatwy w lekturze. Fascynujący, ale dosyć trudny. Niby całość układa się w jakąś logiczną opowieść, ale wątków jest tak dużo, styl tej książki  wymaga ciągłej uwagi, bo nim się człowiek zorientuje o czym mowa, już jest w innym miejscu, już stracił wątek, już nie wie, kto w tym momencie i o czym opowiada; czy to lata trzydzieste, czy zaraz-powojenne, czy może już współczesne. Do tego dochodzą sny bohatera, które – choć wydaje się to niemożliwe – są jeszcze bardziej szalone niż jego jawa. Jeśli komuś w tym opisie jeszcze wciąż czegoś brakuje, to należy chyba dodać, że całość przesiąknięta jest homoerotyzmem i to w sposób absolutnie uciekający od jakiejkolwiek subtelności (żeby to w miarę „subtelnie” określić). No i jest tego prawie 600 stron! Polecam z czystym sercem, ale chyba tylko najwytrwalszym czytelnikom. Bo lektura to faktycznie fascynująca i w formie i w treści, ale łatwo nie było. Myślę, że taką książkę można napisać tylko raz w życiu. Obym się mylił (czego życzę i Autorowi i sobie).

EB